Jak to u mnie... Pierwszy powstał dawno temu, pod koniec lipca na urlopie, a drugi ze dwa miesiące później, a publikacji doczekały się po kolejnych kilku tygodniach :)
Wyplecione brick'iem ze szklanych koraliczków, ozdobione fasetowaną kulką i ornamentem.
Nie dość, że powstawały w dużym odstępie czasu, to jeszcze w niemałej odległości. Skończone zostały w domu, a zaczęte 600 kilometrów dalej, tutaj... :)
Przeglądając zdjęcia na komputerze znalazłam takie, które pokazują początkowe etapy powstawania bransolety. Zerkam na datę... O losie! 14 kwietnia! Równe pół roku to chyba przesada ;)
Gaia, bo o niej mowa, powstawała powoli, w swoim rytmie. A dziś, po 6 miesiącach mogę pokazać efekt mojej pracy.
Jeszcze cieplutkie, prosto spod igły. Kolejne sutaszowe kolczyki dla Magdy. A tak się wzbraniałam przed szyciem sznurków! Ale jak tu nie stworzyć czegoś w ukochanej czerni...
Zdjęć dużo, bo nie mogłam się zdecydować na jedno...
Powstały z guzików przekształconych w kaboszony, sznurków sutasz (oczywiście!), szklanych kryształków i koralików toho.
Które z ujęć najbardziej wam się podoba? I co myślicie o samych kolczykach?