Lubię to!

poniedziałek, 30 marca 2020

Fluorytowy

Na drutach nauczyłam się robić równo 6 lat temu. Od tamtej pory powstało kilka swetrów (jak dobrze liczę to 6 - tych noszonych, sprutych nie biorę pod uwagę ;p). I co za tym idzie, nazbierało mi się sporo włóczek. Mam zestawy na JAKIŚ tam sweter czy coś w tym stylu, niektórych projektów nie pamiętam, inne włóczki kupiłam "BO PIĘKNE", tak jak w przypadku poprzedniego mojego swetra Kwadratowego... Leży to i mocy nabiera.

Podczas obecnej sytuacji siedzę w domu, jak zapewne większość z Was. #zostanwdomu i takie tam...
No i z tej okazji wybebeszyłam wszystkie włóczki z szafki. Po segregacji powstała sterta moteczków. Małych i malutkich. Śmiałam się, że to takie kartofelki. No name, bo metki oczywiście odfrunęły by żyć własnym życiem. Niektóre podprowadzałam z mamy zbiorów, niektóre zdawało się, że widzę pierwszy raz w życiu... Hmm...

Co by tu...


Dobra. Wydziergałam próbkę. I... Tak! Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba!
No przecież! Fiolet + zieleń + granat + szarość... = FLUORYT! ❤
Może nie jest to perfekcyjne dopasowanie, ale moje skojarzenie było tak silne, że nie odpuszcza mnie do tej pory.


Zebrałam kolorowe kartofelki do jednego koszyka, szarość (też z jakiegoś odzysku) - jako baza - do drugiego.
Robiłam go w dwie nitki, na drutach 7 mm. Waży 580 g, ale jest bardzo pulchny.

Najbardziej nie lubię nabierać oczek, ale bez tego ani rusz! Ale jak to pięknie wygląda!


Robota prosta. Przód z lekkim podkrojem dekoltu, tył, rękawy, golf.
Fajne  i ekscytujące było dobieranie kolorów.


Jaki wybrać kolejny, ile rzędów mu poświęcić...


Odstępy między tymi zdjęciami są nieduże, roboty naprawdę szybko przybywało.


To jeszcze ten sam dzień!



Wieczorem przed snem, już prawie na leżąco też przerobiłam ze dwa rzędy ;)


Drugiego dnia zaczęłam tył...


Inspiracją do tego swetra była Laerke z @laerkebagger - możecie zajrzeć do niej na Instagram.
To u niej wylukałam zszywanie brzegów za pomocą szydełka!
Moje było trochę za małe, ale dałam radę i efekt był super ❤
Dlatego postanowiłam "wywlec" szwy na wierzch w całym swetrze!


W rękawach też. A dla ciekawskich: tak gubiłam oczka na "środkowej" - u mnie spodniej części rękawa - to już wymyśliłam sama ;)


CZWARTEGO dnia musiałam tylko dorobić golf i zszyć całość.
Tak. Wydziergałąm go w cztery dni! To jakiś absolutny rekord!


(Tak, w moim salonie zamiast telewizora stoi kolarka. Na ławie leżą puzzle które niedawno ułożyłam, były mega trudne, więc szkoda mi je złożyć od razu po ułożeniu!!)

Iiii.....
Gdy fluorytowy wysechł po praniu (zawsze piorę swoje dzianiny po wydzierganiu w szamponie lub normalnym płynie do prania, płuczę w chłodnej wodzie, a do ostatniego płukania dodaję odrobinę octu, nie, nie śmierdzi, a trzyma kolor w ryzach i wygładza włókna) przyszedł czas na rozstawienie statywu...

I popłynęłam, mam ponad 100 zdjęć :D
Chciałabym pokazać wszystkie... Ale wybrałam kilka, żeby za długo nie przynudzać ;)


Mejkap też mam fluorytowy. Ostatnio lubię na powieki nałożyć zielone i fioletowe cienie - do zielonej tęczówki... Bomba!
Usta też lubię fioletowe. Bardziej, niż czerwone!


Włóczki (tej bazowej) wystarczyło mi co do metra. Z tych kolorowych kartofelków została dosłownie garstka. Cieszę się, bo taki luźny krój aż prosił się o golf. Więc i na golf wystarczyło.
Siostry z mamą, które są moimi bezwarunkowymi mentorami, na samo słowo na G dostają duszności i im gorąco i już pewnie na widok tych zdjęć rozciągają dekolty swoich bluzek... :D
Ale ja golfy lubię i lubię je nosić "wyprostowane"!


W uszach mam kolczyki z fluorytami. Zrobiłam je sobie na początku sierpnia 2010 :o


Fluoryt nazywany jest Kamieniem Geniuszy, oczyszcza przeciążony system nerwowy, pogłębia koncentrację, pobudza intuicję i przeczucia, za którymi warto podążać.
Aż chciałoby się powiedzieć "coś tak czułam..." ;)


Z moich zbiorów kamieni wyjęłam takie o to okazy, wdzięczne rekwizyty do zdjęć :)
Widzicie, jakie te kamienie są piękne? Jak zmieniają się w nich kolory?


Z naszyjnika mam nawet diadem! ❤



Pamiętacie z pierwszych zdjęć moją żyworódkę?
Stwierdziłam że i ona będzie wdzięczną towarzyszką zdjęć. Jak się spisała?


Jejku!
Ale jestem z siebie dumna.


 Z mojej robótki oczywiście i ze zdolności mojego samowyzwalacza! - Te zdjęcia to dla mnie świetna zabawa!


Kok spięty drutami? Czemu nie?


Odkryłam, że lubię sobie takie zdjęcia robić, a później je obrabiać, bawić się filtrami i efektami...


Tak jest! Będę miała bogate portfolio :)


To już ostatnie!


A na płasko fluorytowy prezentuje się tak:







- Koniec - 
💜💚🖤


Czy Wam też się moja najnowsza robótka podoba?

Ja jaram się jak pochodnia 🔥🔥🔥

czwartek, 19 marca 2020

Kwadratowy

Wena po wydzierganiu szala nie odpuszczała, wymyśliłam sweter :)
Przekopałam swoje kilogramy włóczki - już mi się trochę tego nazbierało...

W ręce mi wpadła Trachtenwolle od Schachenmayr'a.
63% wełny, 37% akrylu. 185 metrów w 100 gramach.

Kiedyś kiedyś ją kupiłam w jakiejś wyprzedaży, a że to jedna z pierwszych moich kupionych włóczek, to ten zakup okazał się trochę beznadziejny. Kupiłam "bo fajna" i "może coś kiedyś z niej zrobię"... A że zostało po jednym motku z koloru... No, z szarego były dwa... ;)

No i właśnie teraz nastał jej czas!


Projekt wpadł do głowy piorunem, szybki rysunek i...
Okazało się, że muszę się podszkolić od strony technicznej. Zajęło mi to kilka chwil, ale potem robota ruszyła z kopyta...
Według założenia miałam zużyć wszystkie motki, zostało po troszkę z każdej - żeby zachować jako taką proporcję między kolorami.


Przy dobrej kawie wszystko robi się jakoś lepiej... :)

Kilka dni później można się było w to ubrać. Ogólny zarys był już widoczny. Cały zrobiłam w dwa tygodnie! To mój rekord!


Od początku zasuwałam na 8 motków, więc pracę spowalniało rozplątywanie kołtunów! Na szczęście im robótki przybywało, tym ilość motków malała.
Zaraz zobaczycie: ten rękaw ze zmianą kolorów robiłam jednocześnie z resztą, więc miałam niezły miszmasz na drutach!

Ale udało mi się!
Jestem z niego dumna!


Dopasowanie rękaw + reszta ❤


Cuuudowny...


Wygodny, niebanalny... Mój!


Tył taki sam jak przód!


Mankiety też nie byle jakie... ;)
Nie gubiłam tradycyjnie oczek ani na talię, czy rękawy, jest taki luźniejszy.



Mogę tak bez końca ;)


 Na podłodze, na płasko prezentuje się tak:


To już mój piąty!
 


Tadaaaam! ❤

niedziela, 8 marca 2020

Mój Zimowy Szal

W kalendarzu już marzec, ale na potrzeby dzisiejszego dzieła muszę się cofnąć pamięcią o kilka tygodni...

Jak co roku, jadąc do rodziny na święta zawsze do walizki pakuję koraliki, albo włóczkę. W tamtym roku w tych okolicznościach swój początek wziął LILAK :)
A w tym roku dopiero pod choinką znalazłam cudowną włóczkę... Przypadek? Nie sądzę...
Sama ją sobie wybrałam, zapakowałam i schowałam pod iglakiem ;) Mam nadzieję że okrzyk "ooo, zobaczcie, włóczka!!!" wypadł przekonująco ;p

A jaka to włóczka? 
Znana już mi i Wam, z poprzedniej zimy, włóczka Otello, z której wydziergałam szal Igi
Bardzo mi się ona podoba i mam wrażenie, że jeszcze coś z niej kiedyś wydziergam...


A wzór? Też znajomy... To motyw z Lilaka ;)
Szal wyszedł spory, waży 355 g, jest długi na 245 cm i szeroki na 50, przerabiany na drutach 6 mm.
Wydziergałam go w trzy tygodnie, druty i kłębki wywiozłam nawet na weekend w górach :)
Ale mogę się nim porządnie opatulić. Albo nonszalancko zarzucać na ramiona, ooo właśnie tak! :D


Przy Lilaku stwierdziłam, że jak się Wam w nim nie pokażę, to pęknę! Ale pisałam, że nie odważyłam się na sesję "przy ludziach", dlatego uciekłam w boczną uliczkę.
A tym razem poprosiłam o zdjęcia w moim najulubieńszym miejscu w Lublinie :)


To moje ulubione ❤ 

 

 Zdjęć dużo, bo wybrałam sobie nieustępliwego fotografa!
Dziękuję Sylwia, jesteś cudowna ❤❤❤


Czerń przełamałam szarym pasem, tak dla odmiany... Też żeby było widać ten ażur, na którego punkcie oszalałam. W moich zbiorach mam wiele wzorów, ale ten jest bezkonkurencyjny!


Gdy szal wysechł po blokowaniu, od razu go założyłam i noszę do dziś, i do glanów i obcasów i do wszystkiego!
Jest bardzo cieplutki, miły, ładny, wygodny i cudowny i och i ach! :D



 Jest magia :)
Jako rekwizyty trzymam 100% grubą wełnę, jest bardzo fotogeniczna w tych kłębkach, aż szkoda coś z niej zrobić...



 Uśmiech mi z twarzy nie schodził!


❤❤❤❤❤


 W domu na parkiecie też prezentował się nielicho.




Jest bardzo długi... W trakcie zdjęć przypomniało mi się o mojej innej, również długiej robótce...
To mój lariat, mam go już 5 lat, ale bardzo lubię i często noszę :)


 Dobrana para!
To zdjęcie mam na tapecie w telefonie ;)


Uwielbiam go! 


Koniecznie napisz, co o nim myślisz!


Na drutach mam teraz kolejny sweter.
Koraliki na razie schowane, mam w głowie projekt kolczyków, ale coś mi się to od strony technicznej zgrać nie może, więc odłożyłam i czekam na dobry moment.
A poza tym, przy porządkach pod koniec roku znalazłam kilka robótek zaczętych i porzuconych... Ale pozbierałam je wszystkie do jednej szuflady (haft płaski, krzyżykowy, kolczyki z sutaszu, nawleczone koraliki na bransoletki szydełkowe, coś tam jeszcze...) i będę kończyć na Spotkaniach Miłośników Rękodzieła :) Za sprawą Sylwii wychodzimy z szafy i dziergamy w uroczych kawiarniach :) Robótka + kawa + kreatywni ludzie = zestaw idealny, nawet dla introwertyka :)
Info szukajcie na Facebook'u!