Od rana w głowie głos Czesława mi nuci "mimozami jesień się zaczyna..."🎶
Lato powoli pakuje manatki i odlatuje z bocianami na kilka miesięcy.
Niech leci, bardzo tęsknić nie będę.
Zatęsknię później, może troszkę, bo tylko w lato maliny nagrzane słońcem smakują tak pysznie, a i kawa w upał stygnie wolniej...
Na pożegnanie tych owocowych pyszności, przepięknych zachodów słońca, skóry nagrzanej intensywnymi promieniami, a jednocześnie na oczekiwanie na tę wspaniałą paletę żółci, pomarańczy i oczywiście czerwieni, która zachwyca za każdym razem, mimo że tak dobrze ją znam...
przygotowałam kolczyki, które są spójne poprzez kontrast - jak te wrześniowe dni: już trochę rześkie, jesienne poranki i całkiem ciepłe okolice południa...
Z malutkich japońskich koralików w czerwonawych barwach wyplotłam przestrzenne formy i połączyłam je ze sporymi kulami korala filipińskiego.
Kolczyki są bardzo lekkie, bo moje formy są puste w środku, a i nie bez powodu inna nazwa korala filipińskiego to koral gąbczasty 😉
Widzę je noszone do letniej sukienki, i do lekkich swetrów ❤️
Ach, rozpisałam się dziś nieprzeciętnie, ale i zdjęć jest kilka, też z etapu tworzenia 🥰
Lubię je robić i kompletować te pamiątki ❤️
W poprzednim poście wspominałam zimę, dzis od lata orzechodzę do jesieni... Czyli zgubiłam gdzieś wiosnę...
Jak śpiewa Kaśka Nosowska "styczeń, luty, maj... Gdzieś zgubiłam marzec..."
Spokojnie, to nie malutki koralik w puchatym dywanie - znajdzie się 💚