Lubię to!

sobota, 20 marca 2021

Sweterusie

Serce boli po raz n-ty się przyznać do tego, że znów tak długo nie pisałam...

Nie obiecam po raz kolejny, że to się poprawi. 

Coraz częściej zastanawiam się, czy na blogi to ktoś jeszcze zagląda? Bo ja czasem tu zaglądam tylko z sentymentu...? Ktoś jeszcze tak robi? Czy w ogóle moja twórczość (teraz sądzę, że głupio to brzmi, bo co, jeśli moje dzieła, są dziełami tylko w moich oczach? Może to tylko rzeczy?) cieszy nie tylko mnie?

Czy jest sens przemeblować pół salonu, zrobić setki zdjęć, wybrać najlepsze kompozycje, podkręcić parametry w obróbce, opublikować, napisać kilka mądrych zdań?

Chyba pozostawię te pytania bez odpowiedzi...

 

 Na początku tego roku miałam stresujący czas... Zaraz ważne egzaminy...

No kto tego nie zna, jeszcze tylko zamiotę pustynię i siadam do pisania pracy dyplomowej...

Podzieliłam materiał na partie i "w nagrodę" będę mogła coś podziergać.  

Do haftu koralikowego nie przysiądę, bo mnie zastanie przyszły tydzień, do swetra, przyszły miesiąc... Ale do małych sweterków...? ;)

Mam dużo włóczki, niekoniecznie w jakości "do noszenia". Ale ona już jest, nie zniknie z planety, więc do takich projektów nadaje się idealnie!

Powstał prototyp...


To jest to! Próbowałam go zamontować jako breloczek. Można go komuś dać w prezencie. Na przykład na pamiątkę, żeby ciepło o nas myślał...



Z kolejnymi robota szła bardzo przyjemnie.

Wiem też, że jest wiele wzorów na takie mini sweterki, często jako "bombki" i girlandy bożonarodzeniowe. Ja nie korzystałam z żadnego gotowego wzoru, wszystkie zrobiłam z głowy, pokonując te same etapy co przy zwykłych swetrach robionych od góry, z rękawem reglanowym, na okrągło (bez zszywania). Bawiłam się formą - tu dłuższy golf, tam ścieg nie dżersejowy, tylko francuski, a jeszcze w innym wzór żakardowy...


Oraz to idealna okazja do wykorzystania wszelakich resztek włóczek wszelakiej maści!

Zima w tym roku dopisała, na pamiątkę mam zdjęcia na śniegu:











 

Światło miałam już średnie, bo szukałam odosobnionego miejsca, a tu jak na złość chyba cały świat wybrał się na spacer. Mam w sobie włupi wstyd, lęk, że pomyślą "no szurnięta jakaś... co ona tam wyczynia..." - Ale nadrobiłam w swoich czterech ścianach:












Zrobienie jednego zajmuje mi równo dwie godziny. Są miłe, miękkie, starannie zrobione, schowałam wszystkie nitki, oczka równo rozliczone. Są by cieszyć oko, ręce, są przykładem cieszenia się z małych rzeczy...

Bo są naprawdę małe.

Kolekcja jest spora, ale zatrzymałam się w połowie czarnego egzemplarza, nadszedł dzień egzaminu (wyników jeszcze nie mam) i mogłam sie zająć większym projektem :)

Tadaaam!

Aha, i żeby nie było: mam alergię na wszelkiego rodzaju zdrobnienia, a na spieszczenia jeszcze bardziej, ale tu musiałam zrobić wyjątek. No przecież nie swetry. Nie sweterki. Sweterusie 😊

Są i filmy:





2 komentarze:

  1. Powinni w niech skowronki wiosno latać o 4 rano, co by nie zamarźli :D
    Pozdrawiam Andrzej

    OdpowiedzUsuń