Zaczęte koło stycznia. W dniu swoich urodzin założyłam je dopiero co wykończone. To było pod koniec kwietnia. Zdjęć się doczekały ponad miesiąc temu, a publikuję właśnie dziś.
Przewrotne życie nie pozwala mi się wyrabiać w terminach. Warkocz sytuacji plecie się bardzo skomplikowanie. Smutne elementy nie pozwalają wyjść spod koca, wesołe nie dają wrócić do domu o przyzwoitej porze. A dodatkowo koraliki stoją troszkę dalej, bo ich miejsce zajął mój przyjaciel Singer, ale o tym innym razem...
Atole wyszyte koralikowym mixem. W głowie zrodził się taki pomysł i muszę Wam powiedzieć, że efekt końcowy jest dokładnym odzwierciedleniem projektu! A taka sytuacja zdarza się baaardzo rzadko.
I tak, gdy już widać było kontur, wykopałam z czeluści pudeł, pudełeczek i woreczków koralikowe końcóweczki, szyłam dwa kolczyki na raz, by mieć pewność, że będą do siebie podobne.
Na płaszczyźnie Atoli zamieszkały: wyżej wspomniana szklana drobnica. Znajdą się i czeskie i japońskie i jakieś inne koraliczki. Błysku dodają szlifowane szklane koraliki, surowości z kolei sieczka awenturynu. Od góry całość zdobią malowane drewienka, od dołu gałązka koralowca.
Wyszły dość spore, pokaźne. Jak zwykle! :)
Co o nich sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz