Mamy taki czas, gdzie plaster pomarańczy tańczy z goździkami w filiżance herbaty, lampki na choince migoczą, zaraz iskierki z zimnych ogni będą się ganiać, podobnie jak bombelki w kieliszku z szampanem ✨
Tak jak w moich bransoletkach...
Mamy taki czas, gdzie plaster pomarańczy tańczy z goździkami w filiżance herbaty, lampki na choince migoczą, zaraz iskierki z zimnych ogni będą się ganiać, podobnie jak bombelki w kieliszku z szampanem ✨
Tak jak w moich bransoletkach...
Niebieski i biały kojarzą mi się z zimową aurą. Gdy zimy były bardziej zimowe i kołdra śniegu leżała wszędzie, puszczała oko do błękitnego nieba.
A podobne zestawienie ma ocean, głęboki, granatowy, i jego puszyste fale...
W przywołanej kolorystyce są też te bransoletki - bardzo wdzięczny i przyjemny do tworzenia wzór.
Białą i granatową mam dostępną, możesz je kupić za 40 zł, na prezent dla siebie lub siostry, czy przyjaciółki 💙
Każda bransoletka jest dosyć gruba, ale wygodna, bardzo ładnie zdobi nadgarstek.
W następnych postach pokażę pozostałe, a tym razem napisz mi w komentarzu, czy biel i niebieski to dla Ciebie niebo, zima, czy jednak ocean?
Jakiś czas temu wyszyłam takie psie broszki.
Po raz enty powiem, że... Jak ja dawno nie pisałam tutaj!
Ale to nie znaczy, że nie dziergam. A dziergam i tworzę.
Więcej działam na instagramie, tam też się rozdwoiłam:
miidori zostało w formie tylko biżuteryjnej
a swetry i inne włóczkowe udziergi wywędrowały na...
konto borowska.dzierga! (kliknięcie w obrazki przeniesie Cię na te profile - zachęcam do obserwowania) - tam jak widzisz, pokazuję znane już udziergi. Postanowiłam odgrzać kotlety i stworzyć od początku Pamiętnik Borowskiej - jak zwykle dużo piszę, wspominam, dzielę się mądrościami, które nabyłam na mojej dziewiarskiej drodze.
Bo od czerwca przedstawiam się jako Borowska!
Tydzień przed ślubem, gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik, dziergałam sweter. I jak raz naszła mnie myśl, że pora i na takie zmiany.
Zastanawiam się jeszcze, co zdziałać z blogiem? Też rozdwoić? W podjęciu decyzji pomoże mi Twój komentarz, w którym napiszesz co chcesz tu u mnie oglądać. Każda wiadomość jest dla mnie cenna, bo ten pamiętnik, który tu piszę zostawiam otwarty specjalnie dla Ciebie.
A wracając do tematów biżuksowych:
W przedślubnym ferworze nabyłam sporo nowych koralików, odświeżyłam warsztat.
Walczyłam z wizjami - miało być zielono - piwoniowo. Piwonie uwielbiam, kocham miłością nieziemską, stąd nie mogło ich zabraknąć na moim ślubie. Naszym - mężowi też się podobają ;)
Ostatecznie wybrałam tę parę, która powstała jako pierwsza. A szkatułka zapełniła się pokaźną ilością ozdób, nie tylko zielonych, niebawem pokażę wszystkie :)
Z tych najmniejszych, półtoramilimetrowych koralików uszyłam rozetki, dwustronne! Żeby nie było nudy, bo podobnych elementów powstało 4, po dwa na kolczyk - są one wtedy pełniejsze, pokaźniejsze. Środki z uroczych kryształków Swarovskiego, do tego kształtu mam ogromy sentyment, lubię je odkąd zaczęłam robić biżuterię naście lat temu.
Na dole wykończyłam jadeitowymi kroplami, które kupiłam sobie 4 lata temu w sklepie z artykułami biżuteryjnymi w Poznaniu. Pojechałam odwiedzić mieszkającą tam wtedy przyjaciółkę i
poznać miasto. Przejeżdżając ulicami między jedną, a drugą atrakcją na
widok TEGO szyldu zaświeciły mi się oczy 🤩
Anna z uśmiechem skomentowała "tak, tam też pójdziemy 😊"
Podczas szycia kolczyków zapomniałam o pochodzeniu
kamieni, uświadomiłam to sobie już po zmianie stanu cywilnego - nic tu
nie było ustawione!
Do tego rozetkowe bigle - i voila!
Psst...
Siedząc tam, nad zielonym brzegiem
Warty, czy na skąpanym w słońcu dachu Bramy Poznania rozmawiałyśmy.
Dużo. Bardzo dużo. Ja wtedy w życiowej rozsypce nie wierzyłam ani
trochę, że jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie wspaniale. A ona
ciągnęła mnie za uszy z tego dołka, wskazała drogę i... 💫 Dzięki niej
jestem tu, gdzie jestem, a te poznańskie kropelki wisiały w moich uszach
w dniu mojego ślubu 💚
Najpiękniejsze historie pisze samo życie 😊
A Anna, mimo że raczej nie nosi takiej biżuterii, zawsze mnie wspiera i chwali moje projekty - jest to bardzo miłe 👩❤️👩
Takie mam biżuksowe historie...
Nie zapomnij i Ty mi szepnąć coś w komentarzu :)
Serce boli po raz n-ty się przyznać do tego, że znów tak długo nie pisałam...
Nie obiecam po raz kolejny, że to się poprawi.
Coraz częściej zastanawiam się, czy na blogi to ktoś jeszcze zagląda? Bo ja czasem tu zaglądam tylko z sentymentu...? Ktoś jeszcze tak robi? Czy w ogóle moja twórczość (teraz sądzę, że głupio to brzmi, bo co, jeśli moje dzieła, są dziełami tylko w moich oczach? Może to tylko rzeczy?) cieszy nie tylko mnie?
Czy jest sens przemeblować pół salonu, zrobić setki zdjęć, wybrać najlepsze kompozycje, podkręcić parametry w obróbce, opublikować, napisać kilka mądrych zdań?
Chyba pozostawię te pytania bez odpowiedzi...
Na początku tego roku miałam stresujący czas... Zaraz ważne egzaminy...
No kto tego nie zna, jeszcze tylko zamiotę pustynię i siadam do pisania pracy dyplomowej...
Podzieliłam materiał na partie i "w nagrodę" będę mogła coś podziergać.
Do haftu koralikowego nie przysiądę, bo mnie zastanie przyszły tydzień, do swetra, przyszły miesiąc... Ale do małych sweterków...? ;)
Mam dużo włóczki, niekoniecznie w jakości "do noszenia". Ale ona już jest, nie zniknie z planety, więc do takich projektów nadaje się idealnie!
Powstał prototyp...
To jest to! Próbowałam go zamontować jako breloczek. Można go komuś dać w prezencie. Na przykład na pamiątkę, żeby ciepło o nas myślał...
Wiem też, że jest wiele wzorów na takie mini sweterki, często jako "bombki" i girlandy bożonarodzeniowe. Ja nie korzystałam z żadnego gotowego wzoru, wszystkie zrobiłam z głowy, pokonując te same etapy co przy zwykłych swetrach robionych od góry, z rękawem reglanowym, na okrągło (bez zszywania). Bawiłam się formą - tu dłuższy golf, tam ścieg nie dżersejowy, tylko francuski, a jeszcze w innym wzór żakardowy...
Oraz to idealna okazja do wykorzystania wszelakich resztek włóczek wszelakiej maści!
Zima w tym roku dopisała, na pamiątkę mam zdjęcia na śniegu:
Światło miałam już średnie, bo szukałam odosobnionego miejsca, a tu jak na złość chyba cały świat wybrał się na spacer. Mam w sobie włupi wstyd, lęk, że pomyślą "no szurnięta jakaś... co ona tam wyczynia..." - Ale nadrobiłam w swoich czterech ścianach:
Zrobienie jednego zajmuje mi równo dwie godziny. Są miłe, miękkie, starannie zrobione, schowałam wszystkie nitki, oczka równo rozliczone. Są by cieszyć oko, ręce, są przykładem cieszenia się z małych rzeczy...
Bo są naprawdę małe.
Kolekcja jest spora, ale zatrzymałam się w połowie czarnego egzemplarza, nadszedł dzień egzaminu (wyników jeszcze nie mam) i mogłam sie zająć większym projektem :)
Tadaaam!
Aha, i żeby nie było: mam alergię na wszelkiego rodzaju zdrobnienia, a na spieszczenia jeszcze bardziej, ale tu musiałam zrobić wyjątek. No przecież nie swetry. Nie sweterki. Sweterusie 😊
Są i filmy: