Och! Co tu się dzieje?!
Nie... To złe pytanie.
Dlaczego tutaj nic się nie dzieje???
Siadam i piszę, w międzyczasie zamiatam te pajęczyny, które obrosły bloga!
Pani Anna wczoraj stwierdziła, że są już pokaźnych rozmiarów :) (Pozdrawiam serdecznie! 💚)
Dziś chcę pokazać Wam naszyjnik z okienkiem. Taki projekt wpadł mi do głowy, gdy przeglądałam zdjęcia poprzednio uszytych naszyjników. Zobaczyłam ten - Pani Lela - ma z boku "wygryziony" element i wstawiony w to miejsce opleciony koralikami kamień. A może by tak okienko w środku?
Proszę bardzo!
Szybki szkic, dobór kamieni, umiejscowienie... Obszycie.
Dobór pozostałych kamieni. Mam pokaźne zbiory koralików, więc przypomina to prawdziwą wyprawę po te najlepsze. Ale uwielbiam to!
Obszar między kamieniami - wyszyty chaosem.
To bardzo dobra okazja do tego, by wykorzystać miksy najróżniejszych koralików.
Plecki podszyte ekozamszem w bordowym kolorze.
Pierwsza
wersja przewidywała pióra... Jakoś nie mogłam ich wpasować... Więc z
nich zrezygnowałam (ale pokazuję to zdjęcie, bo bardzo mi się podoba :) -
zawsze mam dużo zdjęć z zaplecza!).
Miałam też niemały
problem z umiejscowieniem i wszyciem krawatki. Myślę: no nie skończę
tego wisiora za nic w świecie... No bo jak...
Ale chwilkę... Czy zawsze musi być z krawatką? Okienko przecież powstało nie na darmo!
A że już mam wisiory ze "szlufkami", szybko wróciłam do pracowni i z nową werwą wzięłam się do pracy! :)
Później,
podczas szukania weny na kolejną pracę znalazłam resztę howlitów, które
przyszywałam na początku. W sekundę zapadła decyzja, że powstanie
bransoletka do kompletu!
Od zawsze chomikuję resztki filcu, bo może kiedyś się przydadzą. Tu się sprawdziły znakomicie, małe kawałeczki na małe formy - idealnie! Nie szkodzi, że w różnych kolorach, elementy i tak są wielobarwne. Może niezbyt piękne na zdjęciu - ale Wy widzicie dosłowny proces od kuchni, a dla mnie dokładna pamiątka powstawania biżuterii. Działałam w myśl "zero waste" zanim stało się to modne :)
Obszyłam małe kamyczki - jak kolorowe pralinki.
Połączyłam na rzemieniach i...
Tadam! Gotowe :)
Oto komplet w swojej pełnej okazałości.
Użyłam
prostokątnych howlitów, sieczki awenturynu, wielu, wielu szklanych
koralików różnej maści. Tył jak wspomniałam, to mój ulubiony ekozamsz.
Całość wisi na kolorowych rzemieniach i zapina się na metalowe zapięcia w
kolorze złotym.
Jak Wam się podoba taka wizja naszyjnika? Teraz, w lecie wyobrażam go sobie na prostej, gładkiej lnianej sukience... :)
Dajcie znać w komentarzu, niech to będzie dla mnie motywacją, żeby kolejny post pojawił się już niebawem!
Ściskam i pozdrawiam,
miidori 💚
PS Przy okazji chcę wspomnieć, że dziś mija 13 lat, odkąd zakochałam się w twórczości. Najpierw była biżuteria, później nauczyłam się robić na drutach, jeszcze później kupiłam maszynę do szycia. Można powiedzieć - mydło i powidło. Ale otwarcie przyznaję się, że uwielbiam tworzyć, wymyślać nowe, nosić swoje dzieła. Pracuję w koralikowo - włóczkowo - tasiemkowym miejscu, więc można powiedzieć, że z rękodziełem się nie rozstaję. Zupełnie niedawno pewna Pani mi oznajmiła "cieszę się ze pani tu jest i lubię do pani przychodzić bo pani tyle rzeczy wie i odpowiada na takie trudne pytania i tak mnie inspiruje!" Dodała mi skrzydeł pierwszorzędnie 😍
Ostatnio więcej dziergam na drutach, niż biżuteriuję, od ostatniego wpisu z drutów zeszły dwa swetry, realizuję też pewien "resztkowy" projekt... Kiełkuje pomysł na kolejny sweter... Ale też mam zaczęte koralikowe kolczyki, wszystko skończę w swoim czasie. Bo jak już wiecie, nie spinam się. Tworzenie ma być przyjemnością w czystej postaci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz